PIELGRZYMKA PO ZIEMI ŚWIĘTOKRZYSKIEJ I SANDOMIERSKIEJ

RELACJA IWONY S.

„W góry… nie wyciągiem ale ROWEREM…”

Tym razem pojechaliśmy na górskie rowerowe pielgrzymowanie. Myślę, że przekraczaliśmy bariery swoich możliwości na trasie. Podnosimy poprzeczkę! W końcu mamy zawsze startować z wysokiego C (jak prosił ksiądz proboszcz w Tumie pod Łęczycą). A na trasie, działo się oj działo: mecz POLSKA-SZWAJCARIA, burza, upał 400 C, mnóstwo emocji.

Ruszyliśmy z kopyta 🙂 busem z rowerami na przyczepie. Ale podjazd na Święty Krzyż już na kołach  a pierwsze poty niektórzy odczuwali już do końca trasy. Nie warto forsować się bez rozgrzewki – kolejna zasada rowerzysty Wacław TEAM.

Pomimo rannych, ale wysokich temperatur, nie było jeszcze tak gorąco. Przekonaliśmy się o tym dopiero później. Trasa na załączonej mapie, można prześledzić. Przepiękne krajobrazy i drogi zupełnie wolne od samochodów, pomiędzy polami. Cudownie, rowerzyści to uwielbiają. Trzeba tylko uważać, bo można przekroczyć prędkość na zjazdach. Co niektórym się zdarzyło. W końcu 40 km/h przekroczyć (w górach) to żadna sztuka J (panie Leszku, w którym to miejscu licznik wskazał 60 km/h?, Tomek a ty?) Pod górkę maksymalne wzniesienia do pokonania były  na 7%.

Znacie takie znaki drogowe?  Takie mijaliśmy :(.

Wracając do temperatur: około południa termometry na licznikach pokazywały 40,90 C. Oj, można się było odwodnić. Wypiliśmy chyba w tych dniach po 5,6 litrów (pamiętajcie, że cały czas mamy teren górski). Pierwszego dnia dojechaliśmy w tym upale do Opatowa. Po obejrzeniu Opatowskiej Kolegiaty zaczęło się kibicowanie (przy pizzy). Niestety, nasi jeszcze nie wygrali, a my musieliśmy ruszać dalej w drogę. Dopiero na trasie prawie na żywo (dzięki połączeniu telefonicznemu z żoną Janka) uczestniczyliśmy w karnych. Uff!!!  POLSKA – BIAŁO CZERWONI!!! Z taką radością i entuzjazmem z wygranej, choć niektórzy lekko się pogubili, dojechaliśmy do celu: SANDOMIERZ- jedno z najstarszych i najważniejszych historycznie miast Polski. Przepiękna katedra, rynek i ucho igielne (ma magiczną moc przyciągania się, prawda Wacław TEAM?). Tylko spacerować i spacerować. Kto nie był niech koniecznie dotrze.

 

Drugiego dnia do Radomia zgodnie z naszymi prośbami….. ochłodziło się….. burza nas nie ominęła. A w samym środku burzy zmieniać dętkę to sama poezja. Zdrowi i radośni dotarliśmy do Radomia nawet przed zaplanowanym czasem powrotu. Alleluja!!!

 

p.s. Msza święta i modlitwa były na trasie, jak zawsze. Nic nie wspomniałam ale wiecie… to już jest jak powietrze. Ale jednak jedno wspomnienie z sobotniego kazania ks. Piotra zrobię: gdyby dziś, według naszej wiary miało by się nam stać, jak mówi ewangelia, to co byśmy otrzymali?